sobota, 28 grudnia 2013

siedemnaście ♥

Niall kończył piąte piwo tego dnia, gdy chodził z Harry po galerii sztuki. Jak to robi? Przelał to do butelki po soku. Jednak dziwiło go, co tu robią.
-Hazz, nie lubimy sztuki, po co tu jesteśmy?
-Niall...chcę z Tobą pogadać.
-No?
-Czemu zdradziłeś Melanie?
-Nie zdradziłem jej.
-Ona, płacząc po nocach i mi się żaląc, sądzi co innego. Wszyscy wiedzą, że Cię kiedyś nienawidziłem, ale te czasy już minęły i teraz się martwię o was oboje.
Niall miał dość. Padł przed nim na kolana i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Kocham ją tak, jak ty kochasz swoje loczki. Pragnę jej tak, jak człowiek wędrujący przez pustynię pragnie kropli wody. Jest moim skarbem, jej uśmiech to ósmy cud świata. Rzuciłbym się w ogień, gdyby wpadła tam jej ulubiona spinka do włosów. Gdyby kazała mi zabić się kostką mydła, wsadziłbym ją głęboko do gardła, żeby odciąć powietrze. Jej zapach jest dla mnie cenniejszy od tlenu. Jej szczęście to moje szczęście, jej prośba to rozkaz. Jej łzy są jak kule rozgrywające moje serce. Nigdy bym jej nie zdradził...
Harry kucnął przy nim, bo byli w zaułku galerii-Musisz o nią walczyć stary. Ona powoli się stacza, naprawdę. Ona bez Ciebie nie funkcjonuje. Nie je, nie śpi, nie pije, nie rozmawia. Nawet nie śpiewa, a wiesz, że to całe jej życie. Jest chuda jak patyk Nialler. Musisz wrócić.
-Czy Ty mnie słuchasz? Ona nie chce mnie widzieć...
-Mówi tak, bo jest zła. Tak naprawdę ona Cię potrzebuje, jak jeszcze nigdy w swoim życiu...
-Nie zmuszę jej do rozmowy...
-Nie rozumiem Cię. Chcesz do niej wrócić czy nie?
-Jasne, że chcę...
-To czemu o nią nie walczysz?
-Nie wiem, jak, okej ? To mój pierwszy tak poważny związek...
-Walcz o nią póki nie jest za bardzo późno.
-Co ja mam robić?
-Iść do niej i rozmawiać.
-To Twoja siostra, Styles...jesteście uparci jak osły...
-To nie. Bronisz się rękami i nogami, żeby się z nią pogodzić. Róbcie co chcecie-Harry wstał i ruszył dalej, a Niall chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tego nie zrobił. Skulił się w kącie, schował twarz w ramiona i zaczął cicho szlochać, bo bardziej potrzebował wsparcia niż ochrzanu. Jego przyjaciel obszedł jeszcze galerię. W sumie nie skupiał się na sztuce, a na sprawie tej pary. Po zastanowieniu zadzwonił do Louisa, który jako jedyny zawsze był w humorze.
-Hi, hay, hello! Jak się masz, słonko?-zaświergotał do słuchawki.
-Słuchaj mamy misję.
Louis wszedł do szafy i zaczął szeptać.
-Słucham?
-Musisz iść do Melanie i zwlec ją z łóżka. Za dwie godziny bądźcie w restauracji The Five Fields.
-Oki doki małe smoki. Obowiązuje strój odświętny czy...?
-Postaraj się, żeby było jak najlepiej.
-Jasne. To pa!
-Dzięki, do zobaczenia za dwie godziny!
Louis wyszedł z szafy i poszedł do pokoju Melanie, gdzie wpuścił promienie słońca do wnętrza.
-WSTAJEEEEEEEMY!
Dziewczyna leżała nieruchumo na boku, plecami do niego. Już chyba nie miała siły na łzy, bo na policzkach zostały tylko stare ślady.
-No jazda, już już, i lewa prawa lewa prawa. Melanie, jeśli to ma się udać to musisz wstać, wiesz?
-Zostaw mnie.
-Hahahaha. Nie.
Melanie zakryła się pościelą i zwinęła w kłębek.
-Wstawać kochanie, szkoda tak pięknego dnia!
-Wszytskie dni są brzydkie...
-Bo patrzysz w zła stronę, ptysiu.
-Nie. Wszytskie dni bez Nialla są brzydkie.
-Więc wstań i to zmień.
-Czekam na niego...
-No dobrze...to może póki on stoi w korku, wstaniesz i ogarniesz się troszkę i...wystroisz na bóstwo?-uśmiechnął się niewinnie.
-Nie chcę. Zostaw mnie.
-Melanie, proooooooooooooszę
-Nie.
-Ślicznie proszę?
-Nie.
-Co muszę zrobić, żebyś wstała?
-Nic, bo nie wstanę.
-Ale mam niespodziankę...
-Nie chcę.
-Mam dość. Chryste, wartość was kiedyś zniszczy. Masz 3 sekundy. Raz...
-Dwa...
-Nara!
-Nie każ mi mówić "trzy"...
-Powiem za Ciebie. Trzy.
-Cholera jasna, powiedziałem, że wstajesz, więc wstaniesz, rozumiesz?! Zachowujesz się jak dziecko. Wierzysz w cholerne plotki? Czyli wierzysz, że jestem gejem?
-Odwal się ode mnie, okej?
-Zadałem pytanie.
-A ja coś powiedziałam.
-Jestem starszy.
-Gówno mnie to obchodzi. Wyjdź i daj mi spokój!
-NIE! Rozumiesz? Nie. Rusz tą dupe i ratuj swój związek albo on znajdzie kogoś, kto wykaże zaangażowanie zamiast prób zgnicia w łóżku. W tej chwili.-Lou odsłonił kołdre i wyrzucił ją przez okno. Pierwszy raz był taki poważny.
-Niech on ruszy dupe!
-A Ty to,kurwa, co?! Liczę do trzech. Wstajesz, ubierasz się i wychodzimy, albo idę po wiadro zimnej wody...
-To stąd wyjdź.
-Mam dość tego, że najpierw zrywasz z moim przyjacielem przez głupie plotki, a teraz zgrywasz królową. To ty powinnaś go przeprosić i błagać na kolanach, by wrócił, nie on.
-A ja mam dość tego pieprzonego życia!
-To idź i potnij się mydłem! Drama Quinn się znalazła. Skoro tak łatwo się poddałaś to znaczy, że go wcale nie kochasz.
-Wypierdalaj stąd!
-Wstawaj.
-Powiedziałam już, że nie! Przecież jestem królową, nic nie muszę. Bronisz go, bo go znasz. O mnie nic nie wiesz, więc nie wyrażaj o mnie opinii, jasne? Myślisz sobie, że postradałeś wszytskie rozumy i jesteś najmądrzejszy. Siedzisz w mojej głowie? Wiesz jak przeżywam tą sytuacje? Nie. Drama Quinn jest wszytskiemu winna. Oj, wybaczy Pan. Już lecę i klękam na kolankach. Wybaczy mi Pan?
-Wierzysz gazecie zamiast Niallowi. To mówi wszystko.
-Sama nie wiem jak jest. Nikt mi tego nie raczył wyjaśnić.
-Wierzysz gazecie! Szmatławcowi, który z Twojego brata robi męską dziwke a z chłopaka zdrajcę oglądającego się za dupami.
-Już? Wygadałeś się?
-W tej chwili wstawaj z tego pieprzonego łóżka.
-Nie będziesz mi rozkazywać.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jest mało osób, których nie lubię, ale wiedz, że jesteś teraz na tej liście. Teraz uratuje twój jebany związek, a później się do mnie nawet słowem nie odzywaj.
Tommo był na granicy wytrzymałości. Nikt jeszcze nie doprowadził go do takiego stanu. Wręcz zabijał wzrokiem. Chwycił ją tak, jak leżała i siłą zaniósł do auta. Posadził ją na tył, wrzucił jakieś rurki i sweterek, zakluczył drzwi, oddzielił ją od siebie szybką taką jakie są w taxi i ruszył pod wskazany przez Harrego adres. A Melanie? Melanie cały czas siedziała z założonymi rękami i zaciśniętymi pięściami. Była cholernie zdenerowana, wiedziała, że przesadziła, ale teraz musiała ochłonąć. Wiedziała, że Louis ma we wszytskim rację, że ona źle się zachowuje i to sama powinna przepraszać Nialla za to, że uwierzyła w takie głupstwa. Ale nie chciała robić pierwszego kroku. Fizycznie też czuła się fatalnie, bo była bardzo słaba i blada, a kłótnia jej w tym nie pomogła. Zły humor Tomlinsona przełożył się na jego jazdę. Byli po kilku minutach. Nie obdarował jej nawet spojrzeniem, gdy zaciągnął ją z parkingu w umówione miejsce. Harry wyszedł ze środka w nieco lepszym humorze, bo Niall ze zdenerowania uwielbiał jeść, więc nie stanowiło problemu zabranie go do restauracji. Podszedł do nich.
-Co Wy tacy wkurzeni?
-Nawrócisz swoją siostrę albo ja się wyprowadzam. I stawiasz mi przynajmniej dwa litry barmańskiej, bo w tej chwili jestem gotowy zabić kogoś gołymi pięściami z wyjątkowym okrucieństwem.
-Dobra, pogadamy o tym później. Melanie, musisz się przebrać i ogarnąć.
-Czekam w klubie za rogiem-Louis wyszedł zostawiając ich samych. Przy okazji zabrał czyjeś zamówienie z tacki kelnera.

__________________________________
Cześć! Witamy Was z nowym rozdziałem, a następny powinien pojawić się w przyszłym tygodniu :)
Niesprawdzany, więc przepraszamy za literówki, itp. :)
Szczęśliwego Nowego Roku!

sobota, 7 grudnia 2013

szesnaście ♥

I know You want, know you want to take it slo-o-ow
But think about all the places we could go-o-o
If you give in tonight
just let me set you free
we'll touch the other side
just give me the keys

Tak,dzień zaczął się dla Louisa świetnie.Pomijając fakt,że każdy jego dzień jest świetny.W białej koszulce i pidżamowch spodniach w kratę chodził z bananem w ręku i śpiewał na całą parę.

'Cause we got all night
We're going nowhere
Why don't you stay
Why don't we go there?
Let's take a ride
out in the cold air
I know the way
Why don't you go there with me?

Szatyn czując niekomfortowe zimno dopadające jego nagie stopy spojrzał po pokoju.Jego wzrok przykuły kolorowe skarpetki,na co prychnął.
-tak,jasne.
Następnie spotkał swoje puchate kapcie w kształcie niebieskiej postaci z "Potworów i Spółki".
-bingo.Chodźcie do tatusia,maleństwa.
Z cichym chichotem wdział kapcie i zszedł na dół śpiewając dalej.

Say the word, say the word, but don’t say “no-o-o”
Sky dive, you and I with just these clo-o-othes
Your secret is safe with me
There’s no right time or place
Cause anyone could see
Do it anyway

Wcisnął przycisk,uruchamiając elektryczny czajnik,wrzucił do kubka saszetkę herbaty i chwycił za patelnię.
-o nie,nie,kochanie.-parsknął śmiechem.-wybacz mi.Przeżyliśmy wiele wspólnych śniadań przy jajecznicy i naleśnikach...przeżyłaś lądowanie mojego zgrabnego tyłeczka na pokrywającym cię,skwierczącym olejem...-myślami wrócił do dnia,w którym chciał usiąść na blat,ale zapomniał,że wcześniej położył tam patelnię i...lekarze na ostrym dyżurze niemal nie turlali się ze śmiechu,widząc czerwone,poparzone pośladki jednego z najbardziej pożądanych facetów świata.
-ale nasz związek jest zły.Wyrządzamy tym krzywdę naszym najbliższym,więc...-pociągnął nosem.-żegnaj Juliet.

Hey, I don’t want you be the one that got away
I wanna get addicted to you, yeah
You’re rushing through my mind
I wanna feel the high
I wanna be addicted
Don’t say, no-o-o-o-o
Just let go-o-o-o-o

Zasłonił oczy i schował patelnię do szafki.
-Marviiin!
Wykrzyknął z entuzjazmem i wyjął toster.Czyli na śniadanie zjadł tosty z serem.Na dół zszedł Liam i wyjął patelnię z zamiarem zrobienia sobie jajek.Spojrzał na nią krytycznie.
-musimy w końcu kupić nową patelnię.Ta jest spalona i naprawdę przeraża mnie fakt,ile razy na niej piekliśmy po tym,jak przypaliłeś na niej swój tyłek,Lou-Lou.
Mówiąc to,otworzył szafkę pod zlewem,a Louis rozdziawił buzię i w mgnieniu oka pojawił się przed Liamem,zasłonił ciałem kosz i odebrał mu naczynie.
-nie waż się!
-Louis...
-ZOSTAW.JULIET.W.SPOKOJU!
-Juliet?-Liam zbaraniał.-poważnie?
-tak.
-posadziłeś na nią swój ubezpieczony tyłek!Nadal da się wyczuć materiał czerwonych spodni w potrawach,które na niej robimy!
-i co?!
-i ją wyrzucę! Oddaj mi ją!
-nie!
-Louis...nie przekonasz mnie,wyrzucę ją.
-jak cię nią piznę,to nie wyrzucisz!
-nie odważysz się..
-założymy się?
-eh....
-spróbuj ją ruszyć,a obiecuję,że następnego dnia obudzisz się z trzema milionami łyżek i łyżeczek w pokoju.
Więc Liam odpuścił,a Louis z wyjątkową czułością włożył patelnię na swoje miejsce.
-czemu ty jesteś wiecznie wesoły?
-a czemu nie?
-nie rozumiem...jesteś...pijany szczęściem.
-żyję.Obudziłem się i żyję.Cieszę się,że żyję.
-to Ci wystarczy? Sama świadomość,że żyjesz?
-Dzieci w Afryce głodują,więc ja cieszę się z batonika.Ludzie marzną,więc cieszę się z kurtki i butów w chłodniejsze dni.Ludzie umierają podczas wojen,więc cieszę się,że żyję.Cieszę się również,bo wiem,że im pomagam.Nie wszystkim,ale wspieram wiele fundacji.Przekazuję pieniądze,by dzieci miały co jeść,by ludzie mieli co ubrać i gdzie się schronić...mam mały wkład w pomoc dla ludzi,którzy mają o wiele gorsze problemy od moich.
Payne został skutecznie uciszony.Po raz kolejny dostrzegł w przyjacielu kogoś więcej,niż dziecko w ciele faceta.Dostrzegł wzór człowieka.Ich rozmowa została przerwana przez Harry'ego.
-heeej,Loczuuuś!Gdzie się wybierasz?
Styles zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na przyjaciół.
-zabieram Nialla do Saatchi Gallery.*
-ale po co?
-już on doskonale wie,po co.Cześć.
I już go nie było.
-ej,Liam...o co chodzi?
-nie wiem,Louis...nie mam pojęcia...
Tommo wzruszył ramionami.
-Widocznie odkryli zamiłowanie do kultury.
Liam zmarszczył brwi na logikę przyjaciela i parsknął śmiechem.
-tak,Louis..zapewne.


*Nawiązanie do gróźb Harry'ego.
Saatchi Gallery- galeria sztuki w Londynie.