sobota, 7 grudnia 2013

szesnaście ♥

I know You want, know you want to take it slo-o-ow
But think about all the places we could go-o-o
If you give in tonight
just let me set you free
we'll touch the other side
just give me the keys

Tak,dzień zaczął się dla Louisa świetnie.Pomijając fakt,że każdy jego dzień jest świetny.W białej koszulce i pidżamowch spodniach w kratę chodził z bananem w ręku i śpiewał na całą parę.

'Cause we got all night
We're going nowhere
Why don't you stay
Why don't we go there?
Let's take a ride
out in the cold air
I know the way
Why don't you go there with me?

Szatyn czując niekomfortowe zimno dopadające jego nagie stopy spojrzał po pokoju.Jego wzrok przykuły kolorowe skarpetki,na co prychnął.
-tak,jasne.
Następnie spotkał swoje puchate kapcie w kształcie niebieskiej postaci z "Potworów i Spółki".
-bingo.Chodźcie do tatusia,maleństwa.
Z cichym chichotem wdział kapcie i zszedł na dół śpiewając dalej.

Say the word, say the word, but don’t say “no-o-o”
Sky dive, you and I with just these clo-o-othes
Your secret is safe with me
There’s no right time or place
Cause anyone could see
Do it anyway

Wcisnął przycisk,uruchamiając elektryczny czajnik,wrzucił do kubka saszetkę herbaty i chwycił za patelnię.
-o nie,nie,kochanie.-parsknął śmiechem.-wybacz mi.Przeżyliśmy wiele wspólnych śniadań przy jajecznicy i naleśnikach...przeżyłaś lądowanie mojego zgrabnego tyłeczka na pokrywającym cię,skwierczącym olejem...-myślami wrócił do dnia,w którym chciał usiąść na blat,ale zapomniał,że wcześniej położył tam patelnię i...lekarze na ostrym dyżurze niemal nie turlali się ze śmiechu,widząc czerwone,poparzone pośladki jednego z najbardziej pożądanych facetów świata.
-ale nasz związek jest zły.Wyrządzamy tym krzywdę naszym najbliższym,więc...-pociągnął nosem.-żegnaj Juliet.

Hey, I don’t want you be the one that got away
I wanna get addicted to you, yeah
You’re rushing through my mind
I wanna feel the high
I wanna be addicted
Don’t say, no-o-o-o-o
Just let go-o-o-o-o

Zasłonił oczy i schował patelnię do szafki.
-Marviiin!
Wykrzyknął z entuzjazmem i wyjął toster.Czyli na śniadanie zjadł tosty z serem.Na dół zszedł Liam i wyjął patelnię z zamiarem zrobienia sobie jajek.Spojrzał na nią krytycznie.
-musimy w końcu kupić nową patelnię.Ta jest spalona i naprawdę przeraża mnie fakt,ile razy na niej piekliśmy po tym,jak przypaliłeś na niej swój tyłek,Lou-Lou.
Mówiąc to,otworzył szafkę pod zlewem,a Louis rozdziawił buzię i w mgnieniu oka pojawił się przed Liamem,zasłonił ciałem kosz i odebrał mu naczynie.
-nie waż się!
-Louis...
-ZOSTAW.JULIET.W.SPOKOJU!
-Juliet?-Liam zbaraniał.-poważnie?
-tak.
-posadziłeś na nią swój ubezpieczony tyłek!Nadal da się wyczuć materiał czerwonych spodni w potrawach,które na niej robimy!
-i co?!
-i ją wyrzucę! Oddaj mi ją!
-nie!
-Louis...nie przekonasz mnie,wyrzucę ją.
-jak cię nią piznę,to nie wyrzucisz!
-nie odważysz się..
-założymy się?
-eh....
-spróbuj ją ruszyć,a obiecuję,że następnego dnia obudzisz się z trzema milionami łyżek i łyżeczek w pokoju.
Więc Liam odpuścił,a Louis z wyjątkową czułością włożył patelnię na swoje miejsce.
-czemu ty jesteś wiecznie wesoły?
-a czemu nie?
-nie rozumiem...jesteś...pijany szczęściem.
-żyję.Obudziłem się i żyję.Cieszę się,że żyję.
-to Ci wystarczy? Sama świadomość,że żyjesz?
-Dzieci w Afryce głodują,więc ja cieszę się z batonika.Ludzie marzną,więc cieszę się z kurtki i butów w chłodniejsze dni.Ludzie umierają podczas wojen,więc cieszę się,że żyję.Cieszę się również,bo wiem,że im pomagam.Nie wszystkim,ale wspieram wiele fundacji.Przekazuję pieniądze,by dzieci miały co jeść,by ludzie mieli co ubrać i gdzie się schronić...mam mały wkład w pomoc dla ludzi,którzy mają o wiele gorsze problemy od moich.
Payne został skutecznie uciszony.Po raz kolejny dostrzegł w przyjacielu kogoś więcej,niż dziecko w ciele faceta.Dostrzegł wzór człowieka.Ich rozmowa została przerwana przez Harry'ego.
-heeej,Loczuuuś!Gdzie się wybierasz?
Styles zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na przyjaciół.
-zabieram Nialla do Saatchi Gallery.*
-ale po co?
-już on doskonale wie,po co.Cześć.
I już go nie było.
-ej,Liam...o co chodzi?
-nie wiem,Louis...nie mam pojęcia...
Tommo wzruszył ramionami.
-Widocznie odkryli zamiłowanie do kultury.
Liam zmarszczył brwi na logikę przyjaciela i parsknął śmiechem.
-tak,Louis..zapewne.


*Nawiązanie do gróźb Harry'ego.
Saatchi Gallery- galeria sztuki w Londynie.



7 komentarzy:

  1. Boskie.
    Kilka minut zdrowego śmiechu xd
    Zapraszam
    http://allyouneversaytome.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww :3 Louis+Juliet=<3
    Haha
    Ale super że wreszcie coś dodałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski <3
    Marvin hahaha MÓJ PIÓRNIK MA TAK NA IMIĘ ! hahahaha :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak każdy boski, ale kiedy jest Louis to jest jeszcze lepszy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń