poniedziałek, 7 października 2013

czternaście ♥

Becky unikała Harrego jak mogła. Pracowała rano, gdy on jeszcze spał, a potem wręcz biegła do domu. Pewnego dnia się pośliznęła i złamała nogę. Hazz długo błagał jej mamę w sklepie, by podała mu adres domu. Gdy zapukał, Becky nie chciała go wpuścić.
-Becky, proszę,wpuść mnie...
-Po co? Wytłumacz?
-Zrobiłem coś nie tak? Przepraszam...
-Wszystko zrobiłeś nie tak. Zaczynając od tego, że usiadłeś obok mnie na tej ławce...
-Jestem aż takim kretynem?
-Odejdź.
-Nie! Albo mnie wpuścisz, albo będę tu spał.
-Nie wpuszczę.
-To będę spał. Na wycieraczce.
-Nie mamy wycieraczki.
-Tak? ...a faktycznie...to będę spał na ziemi. Po prostu.
-Odejdź.
-Wpuść.
-...
-...
-...
-Becky...proszę...
-Daj spokój.
-Proszę.
Wpuściła go. Po godzinie. On stał, dopóki nie otworzyła drzwi. Wszedł do środka małego domku. Zapadła niezręczna cisza.
-Dlaczego mnie unikasz?
-Bo nie powinniśmy się spotykać..
-Bo?
-Bo tak.
-kobiety...podaj sensowny powód. I nie "jesteśmy z dwóch innych światów".
-Ale to moje jedyne usprawiedliwienie..
-To wymyśl coś innego.
-Głównie o to chodzi...
-Daj spokój. Polubiłem cię..
-Przestań!
-P co ci chodzi? Tak ci nie pasuje to, że cię lubię?
-Tak!
-Nie rozumiem cię...-westchnął- masz mój numer, zadzwoń, jeśli zmienisz zdanie.- odwrócił się, by nie widziała jego zbierających się w oczach łez.-cześć...
-Harry, poczekaj...
-Co?
-Chyba nie będziesz teraz płakał, co? No Harry...-podeszła do niego wolno i się przytuliła. Hazz...on się rozpłakał.
-Jesteś pierwszą dziewczyną, z którą mogę normalnie porozmawiać..która widzi we mnie normalnego chłopaka, a nie Harrego Stylesa-gwiazdę z hajsem przy dupie..a nie mogę się z tobą przyjaźnić..to boli...
-Nie płacz, spokojnie..
-Proszę...uwierzyłem,że nie wszyscy są fałszywi, że można znaleźć kogoś o dobrym sercu...
-Ale..
-Nie odbieraj mi tej szansy...wiesz, ilu ludzi mnie skrzywdziło...ilu udawało przyjaźń, by zyskać na popularności...ilu ludzi robiło sobie ze mnie bekę...
-Dobrze,już..
-Przestaniesz mnie unikać?
-...
-Becky!
-Spokojnie. Przepraszam..po prostu...to wydawało mi się takie nierealne, że ktoś taki jak ty zwrócił na mnie uwagę...ludzie się litują nad takimi jak ja...nie chcę litości.
-Nie lituję się nad tobą, na prawdę bardzo cię lubię..zrozum to w końcu...
-Ok. Przepraszam.
-Dobrze.Powinnaś siedzieć..
-Nieee...
-Taaaak.-uroczo się uśmiechnął, otarł łzy i pomógł jej usiąść. Napięcie zeszło, zaczęli rozmawiać na luźne tematy. Zbliżali się co chwila.W pewnym momencie Hazz zaczął ją łaskotać, a to był jej słaby punkt, więc parsknęła śmiechem.
-Ha...Ha..Harrrrrrrrry!
-Jak akcentujesz "r".. Hiszpania normalnie-zaśmiał się.
-Loczeeeeek. Skończ!
-Dasz buziaka?
-Nie.
-To nie.
-Dobra!
Natychmiast przestał, za co został wynagrodzony buziakiem w policzek. Do pokoju nieśmiało wszedł mały chłopiec i przytulił się do dziewczyny
-Hazz...to mój braciszek-Nick.
-Miło mi,Harry Styles.-brunet podał mu rękę
-Nicki...

Louis poczuł się swobodnie. Był sam w domu. Przebrał się w strój kucharza, rozłożył sobie składniki do naleśników i udając francuski akcent zaczął prowadzić "program kulinarny" w rytm jakiejś piosenki. Śpiewał do łyżki, kołysał bioderkami i komentował każdą czynność.
-Tararaaaaarararrara..tarararararararraa.taraaaara. EEEEE MACARENA!
Wylał ciasto na patelnię i zaczął podrzucać zabarwionego na zielono naleśnika.
-This is the end
Hold your breath and count to ten
Feel the Earth move and then
Hear my heart burst again
For this is the end
I’ve drowned and dreamt this moment
So overdue I owe them
Swept away I’m stolen

Let the sky fall 
When it crumbles 
We will stand tall 
And face it all together

Let the sky fall
When it crumbles
We will stand tall
And face it all together
At Skyfall

-At Skyfaaall!
-O matko!-Tommo wystraszony cudzym głosem i rękami oplatającymi go w pasie odrzucił patelnię w tył i ...
-Kurwa, jeszcze raz zobaczę patelnię w twoich dłoniach i wezmę pasek i tak ci dupsko spiorę, że rok nie usiądziesz!
To był Zayn. Odsunął się ubabrany olejem i zielonym barwnikiem o smaku limonki i chwycił za nos.
-Kochanie! Przepraszam,wszystko w porządku?!
-Tak, naleśnik jest miękki, zamortyzował uderzenie teflonem!
-Przepraszam...przestraszyłeś mnie...myślałem, że jestem sam..wybacz Skarbku.
-Matko, ciemno się robi...
-Nie, nie, nie, nie! Usiądź..-pospiesznie wyciągnął lód z zamrażalnika, odwrócił się i...pieprznął paczką mrożonego szpinaku w twarz mulata. Znowu.-Sorry!
-LOOOOOUIS!
-PRZEPRASZAM!
-Dlatego nienawidzę szpinaku...złamałeś mi nos!
-To czemu stoisz tak blisko! Stresuję się!
-Bo chciałem się przytulić, bo boli gnojku zajebany!
-Nie krzycz na mnie patafianie!
-Bo pierdolniesz mnie czymś jeszcze?!
-Przepraszam misiu..-otulił go ramionami i ucałował delikatnie w głowę.-już lepiej?
-Lepiej...Loui?
-Tak skarbie mój największy?
-Dlaczego masz na sobie fartuch kucharza?
-Bo...właśnie dlatego.
-Kupię ci plastikowe naczynia, żebyś nikomu już krzywdy tą patelnią nie zrobił...
-To, że uderzyłem cię w twarz nie oznacza, że nie mogę uderzyć w dupę..
-Już,już...ale naleśnik całkiem niezły...aż sam leci do ust.
-Przyłożyć lodu?
-Sam to zrobię, bo się boję...daj ten szpinak...
Szatyn się roześmiał i zabrał go do salonu na kanapę,gdzie brunet zasnął mu z głową na jego kolanach.
-I know I'd never be me Without the security Of your loving arms.
-Malik, mamroczesz...
-Patelnia wbiła mi do głowy Adele...
-No przepraszam no!



__________________________________________
macie prawo nas zabić xd
a raczej jedną z nas. Merry xd
ale brak czasu,internetu,ochoty...
chciałam oznajmić,że dodawanie rozdziałów zależy od waszych komentarzy :)
proste.
jesteś=komentujesz :)

bye ;*