sobota, 26 stycznia 2013

dwa ♥


Sobotni ranek, tydzień po wprowadzeniu się Melanie.
- Haaaaaaaaaaaaarry! - Lou wbiegł jak poparzony do pokoju rodzeństwa, wparował im pod kołdrę, wgramolił między brata a siostrę i przytulił do kumpla jak mały chłopiec.
- Coo? - mruknął zaspany a Mel zaczęła dotykać go aby sprawdzić kto to.
- Ratuj przed potworem!
- Jakim potworem Lou? Jeżeli znów Niall gania Cię ze skarpetkami to wyjdź i mu przypierdol.
- To nie Niall. To jest wiele gorsze! Mogę spać z wami? Niedługo... jakąś resztę życia, chyba że wcześniej znajdę dziewczynę.
- Boże... Tomlinson, jest jeszcze noc. - odezwała się Melanie.
- Dooooobra. Jak mnie pożre to przez was! - fuknął, poszedł do kuchni po miotłę, założył durszlak na głowę, rękawice kuchenne i wrócił do pokoju. Chwilę później wszyscy usłyszeli hałas. Pokój Tomlinsona wyglądał jak po tornado. A ten miotłą zbił lampę, ramki ze zdjęciami, przewrócił stolik nocny, żyrandol poszedł na ziemię, pościel porozwalana na podłodze a ten walił tą miotłą i walił krzycząc „Giń ty pasożycie niehigieniczny!” Liam, jako Ojciec One Direction, ruszył do jego pokoju.
- Znów tu chodziła biedronka?
- A! To gada! - Tommo stojąc tyłem do Payna cofnął się aż na niego trafił. Wymacał go dokładnie- ooł…
- Tommo, rozmawialiśmy już o Twojej fobi, miałeś przychodzić do mnie.
Wziął głęboki wdech i wybuchł głośnym płaczem. - Psytuuul...
- Czy to było TO zwierzątko? - wskazał na biedronkę, chodzącą po jego nodze.
- Aaaaaaaa! Zabij to zaaaabij! - zaczął biegać praktycznie po całym domu dmuchając sobie na nogę, jakby to miało zwiać biedroneczkę z piżamy.
- Radzę Ci wziąć to do ręki i wyrzucić. - westchnął Zayn.
Lou zjechał po poręczy schodów ale źle na nią usiadł i  na oczach wszystkich wbił się kroczem w ozdobną końcówkę. Wydał z siebie cichy pisk przez zaciśnięte zęby i skulił się w kłębek. Wszyscy prócz Mel oczywiście złapali się odruchowo za swój krok. Dziewczyna chwyciła z jego pleców zwierzątko w kropki i pozwoliła odlecieć. Zrobiła to ze śmiechem.
- Za przeproszeniem... - pisnął- poczułem swoje jaja w głowie... -włożył sobie pięść w buzię i zacisnął zęby na dłoni.
- Lodu? - spytali cicho
- Dużoo....
Gdy Lou doszedł do siebie po traumatycznym przeżyciu z biedronką, czyli jego potworem numer jeden, oraz po ochłodzeniu miejsca bolącego zabrali się za śniadanie. Jak zawsze podczas tego posiłku mieli z siebie najwięcej beki. Dziś zdecydowali się na naleśniki. Oczywiście każdy z nich przechwalał się, że zrobi najlepiej, ale kończyło się na tym, że w całej kuchni unosił się dym ze spalenizny. Ostatecznie zrobiła je Melanie.
- Ej lukajcie jaka pizda! Będzie wyglądać jakbym go uderzył! - Louis trzymający patelnię wymierzył w Nialla i pierdolnął z całej siły. Założenia były piękne, ale Niall za późno się odchylił i oberwał na prawdę. - o fuck! sory, przepraszam kochanie! Żyjesz? Ile palców widzisz?
- Lubię Nando's... - mruknął i upadłby na ziemię, ale Liam go złapał.
- Uuuupss...
- Podstawcie mu jedzenie pod nos to się obudzi.
- Z wami to trzeba w kasku i ochraniaczach chodzić... - Melanie się zaśmiała, stanęła przy blondasku i przystawiła mu ciepłe racuchy z syropem klonowym.
- Jedzenie! - wykrzyknął uradowany- moja głowa...
- Miałeś się nachylić, nie moja wina, że masz taki orient jak żółw w wyścigach formuły I.
- Koniec walki koguty! - Mel ich rozdzieliła- źle się czujesz? chcesz wody?
- Wystarczy jedzonko.
- Goście, pogotowie już tu nie przyjedzie. Za dużo wstrząsów mózgów już mieliśmy pod tym adresem, z ratownikami wysyłamy sobie kartki na święta.. - Harry się zaśmiał.
- Racja. - przytaknęli. - jak dzwonimy to nas wyśmiewają.
- Więc od dziś ma tu być spokój. Żadnych wypadków, kaskaderstwa i innych, jasne?
Wybuchli śmiechem. - To ile razy my to sobie obiecywaliśmy?
- Po każdej wizycie karetki. Ahahaha… to co Horanek? Chyba zadzwonimy co? Kręcisz się cały.
- Mamy jeszcze lód?
- Cały zapas. U nas to normalne.
- No to dawaj i przykładaj, ja jestem głodny.
- Ciebie można czołgiem przejechać a ty i tak głodny jesteś...
- Trudno. - usiadł do stołu, chwycił za talerz a Melanie delikatnie przykładała mu lód do guza.
- Wiesz, że z chwilą uderzenia z twojego IQ odeszły 3 punkty? - Lou usiadł na blat.
- Fajnie, fajnie.
- To wyjaśnia, dlaczego Lou jest z IQ na minusie.. - wszyscy wybuchli śmiechem.


sobota, 5 stycznia 2013

jeden.♥

Chłopcy wrócili z próby późno, mimo tego siostra Hazzy, Melanie chodziła po domu jak dziecko, w grubej piżamce i z misiem w ręku. Mieszkała z nimi od tygodnia, ale wolała to niż mieszkanie z ciotką, której nienawidziła. Nie wdawała się w rozmowy z zespołem, wystarczyło jej, że zna ich imiona. Do loczka uśmiechnęła się lekko a Harry chętnie przytulił ją do siebie. Było początek wakacji.
- czemu nie śpisz.?
- nie mogłam spać.. zrobiłam zupę krem z marchewek, bo to jedyne było w lodówce, ale nadal mi się nudzi..
-chodź.- posłał jej uśmiech, potem chłopakom i zabrał ją do pokoju. Lou tylko poczekał, aż zamkną drzwi i pędem wparował do kuchni w poszukiwaniu dania.
-troszkę do was nie pasuję.. nie wiem, czy dobrze zrobiłam zwalając wam się na głowę..
-żartujesz.? Dzisiaj uszczęśliwiłaś ostatniego z zespołu tą zupą.
-jutro gdzieś wychodzicie.?
-nie, jutro wolne.
- to dobrze, chce lepie poznać chłopaków i trochę się stresuję.. wiesz, że nie łatwo mi się odnaleźć.
-wiem młoda..
-mogę dziś z tobą spać.? – w sumie robili to codziennie, ale ona go zawsze pytała, a on zawsze ze śmiechem odsłaniał jej kołdrę, zapraszając ją do swojego łóżka. Następnego dnia od rana było głośno a to za sprawą Nialla i Louisa, którzy z gitarą chodzili po pokojach i śpiewali „it’s time to get up.”, a następnie skakali po łóżkach. Mel zrezygnowała po kilku próbach ponownego zaśnięcia i wyszła, a Loczek został. Założyła na swoje chude i długie, jak Harry, nogi czarne spodenki, potem luźną szarą koszulkę i zeszła na dół. Cała czwórka w kuchni pomachała jej wesoło a Louis podał jej jajecznicę na bekonie.
-oo.. jak miło.- zaśmiała się i zajęła miejsce obok blondyna.
-a gdzie har.. ooo niee… nie kiedy ja robię śniadanie. – Tomlinson poszedł do sypialni loczka i po chwili wyciągnął go za nogę po ziemi aż do samej kuchni, a ten nadal spał.
-pomoge ci. – Melanie podeszła, kucnęła przy jego uchu i szepnęła „Hazzuś, kotek na drzewie, trzeba go ratować” i chłopak zaraz stanął na równe nogi.
-oooh.. a cały tydzień ćwiczyłem głos ufoludka.. mam nawet maskę. – Lou założył coś na twarz i zaczął mówić głosem kosmity. – hsz… przybyłem by zgładzić rasę ludzką.. poddajcie się ziemianie. Hsz… - podszedł do Zayna i przyjął głęboki ton. – hsz… jestem twoim ojcem..
-taaa.? A ja jestem babcią Paris Hilton. – zaśmiał się mulat, a Lou się uraził.
- fuu.! Kobieto, ja bym się nie przyznał, że mam coś wspólnego z wielką stopą.
-nie mamy ze sobą kontaktów..
- rozmiar 42 czaisz.? Ja ledwo mam ten rozmiar. Porównaj. – pomachał mu stopą przed oczami i padł na ziemię. –przyznać się.! Kto zjadł wczoraj babana.?
-sorka nie trafiłem. – nawet nikt nie musiał się odzywać, wiadomo że to Nialler.
-mówiłeś, że nie mamy bananów.. a kto jeździł na rolkach.?
- jaaa.! – Malik się zgłosił.- tak jebłem przy drzwiach, że kolano rozwaliłem.
-tak jebłem o kafelki przez tą rolkę, że czaszkę rozwaliłem.! Mój mózg nie będzie zadowolony ze stanu swojej chaty jak wróci z wakacji..
- on tam nie wróci. Wyjechał jak się urodziłeś. – mulat parsknął śmiechem a za nim cała reszta.
-to.! ..  całkiem możliwe. Ej Zayn, odebrałem wczoraj pocztę. Twoje płuca żądają rozwodu, uważają, że zdradzasz je z fajkami. Ponadto twoje IQ świetnie bawi się tańcząc limbo.. coraz niżej i niżej… - Lou wstał a Malik trzasnął go w tył głowy ze śmiechem.
-coś mi obraz ciemnieje.. ooo mamy króliczka na monocyklu, fajnie.. – tommo padł na ziemię. Gdy wstał po zasłabnięciu, co zdarzało mu się przynajmniej raz na miesiąc,  usiadł do Liama na kolana, poskarżył się na ból główki i wtulił się w szatyna jak mały chłopiec, a Payne mocno go przytulił i zaczął karmić. Po śniadaniu Lou przyszedł do Hazzy skruszony, więc ten był uziemiony na jakiś czas, a cała reszta wzięła się za zmywanie. Po chwili rozpoczęła się bitwa na pianę, potem na poduszki, aż wybiegli do ogrodu i zaczęli skakać po trampolinie, śmiejąc się jak dzieci. Wieczorem Louisowi się polepszyło, więc zrobili ognisko. Louis i Zyn ostrzyli kijki a  Niall i Melanie przygotowywali kiełbaski.
- pochodzisz z Irlandii.?
-taa.. fajny kraj.
-chciałabym tam kiedyś pojechać.- syknęła, kiedy zacieła się nożem, a Horan zaraz chwycił apteczkę, która u nich musi być pod ręką i opatrzył jej ranę. Zaczęli coś rozmawiać o Hazzie

-jesteś bardzo podobna do Harrego.. też nie można mu dać noża do ręki.- poczochrał jej włosy
-co wy macie z tymi włosami.?
-fajne są.. tylko chyba loczek wyczerpał limit loczków w waszej rodzinie, bo ty masz tylko delikatne fale.. haha
-w dzieciństwie było na odwrót. on miał proste a ja miałam szopę na głowie.
- mieszkając z nami też często budzi się z prostymi włosami, ale co.? przybliżamy mu dzieciństwo. - wybuchł śmiechem, a ona zaraz za nim.- i wyrzucił mi prostownicę.. znaczy prostownicę swojej siostry.. czyyylii.. twoją..
-wyrzucił moją prostownicę.? zabiję..
- bo myślał, że to moja i ją wyrzucił. w specjalnym ochronnym kombinezonie. haha    
Rozmawiali tak jeszcze chwilę, gdy wpadł temat ich rozmowy.
- dźgnęli mnie w tyłek tymi kijkami.!
-mogli mocniej. – Melanie się zaśmiała.
- ty ze mną spisz, pamiętaj
-mam nowiutką prostownicę w torbie.
- nie odważysz się..
-wyrzuciłeś moją. Ale za bardzo cię kocham.
-ale..
-ciiś.! – zaśmiała się i zaniosła talerz kiełbasek do ogrodu, gdzie Lou i Zayn toczyli szermierkę. Godzinę później zaczęło się pieczenie. Lou wyczuł nadchodzącą nudę, więc zaczął śpiewać idiotyczne piosenki o butelkach i innych rzeczach, które leżały w zasiegu jego wzroku. Po chwili wszyscy do niego dołączyli i tak śpiewali głośno do 2 w nocy, po czym poszli spać.